Stawiam tezę, że partycypacja to pojęcie, które zrodziło się z uwagi na zbyt długie trwanie kadencji. Dzisiejsze realia obiegu informacji są nieporównanie inne, niż w czasach, w których ukształtowała się demokracja przedstawicielska. Inaczej mówiąc, gdybyśmy skrócili długość trwania kadencji wyborczej z 5 lat do dajmy na to 2 lub 1 roku, to bylibyśmy w stanie utrzymać odpowiednio wysoki poziom zaangażowania naszych reprezentantów. Przedstawiciele w miejskich radach byliby na tyle zaangażowani w poznawanie naszych opinii, że nie potrzebowalibyśmy takich instrumentów, jak partycypacja.
Wybieram przedstawiciela
Samorządność to decydowanie społeczności o sobie samej. Ponieważ nie mogliśmy dotąd uczestniczyć w obradach wszyscy, zawsze i na każdy temat wymyśliliśmy przedstawicielstwo. Wyłaniamy reprezentów, którzy – jak wskazuje nazwa – reprezentują nasze interesy. Zatrudniamy ludzi, którzy zawodowo podejmują decyzje za nas i rozpoznają sprawy. Uczestnicząc w wyborach i oddając głos; cedujemy naszą odpowiedzialność za losy miejsca, w którym żyjemy. Dzięki temu sami mamy z głowy wiele spraw związanych z troską o dobro wspólne. Zastrzegamy sobie prawo do tego, by raz na parę lat – po upływie tzw. kadencji – ocenić przy urnach dokonania przedstawicieli. W zależności od poziomu naszej satysfakcji dajemy radnemu nasz głos ponownie lub przekierowujemy go na nowego kandydata.
Radny blisko spraw swojej społeczności
W idealnej rzeczywistości reprezentanci przez cały okres sprawowania mandatu są blisko swoich wyborców. Na tyle blisko, aby znać ich zdanie na bieżące tematy, tłumaczyć im ich złożoność i wiedzieć jakie decyzje w konkretnych kwestiach będą zgodne z ich wolą. Transfer woli społeczności na reprezentanta odbywa się na podstawie jego stałej obecności w terenie, gdzie spotyka się on z mieszkańcami, rozmawia z lokalnymi liderami, poznaje opinie swoich wyborców z wolnych mediów.
Czy jest tu miejsce na partycypację?
A jednak się pojawiła. Czy to odpowiedź na niedoskonałość modelu przedstawicielskiego? Być może. Czy to rezultat przyspieszenia obiegu informacji za sprawą prasy, radia, telewizji, a dziś internetu? Prawdopodobnie tak. Wiele wskazuje na to, że te 4 – 6 lat, co które odbywają się z reguły wybory reprezentantów, to już od bardzo dawna za długie odstępy czasu, na utrzymanie wysokiej jakości zaangażowania radnych i posłów w sprawy swojej społeczności (w systemach demokratycznych rzecz jasna).
Wystarczająca jakość transferu woli społecznej na reprezentanta
Wczujmy się na chwilę w rolę reprezentanta. Pretendujemy do roli przedstawiciela swojej społeczności. Poziom naszej wrażliwości bardzo się zmienia w różnych fazach cyklu. Rośnie nasłuch woli naszej społeczności, gdy wybory się zbliżają – to materiał naszych wyborczych programów. Przed ogłoszeniem ciszy wyborczej słuchamy najuważniej, aby zrozumieć potrzeby społeczności, by jak najdokładniej sformułować ofertę ubraną w wyborcze obietnice. Po ogłoszeniu wyników, napięcie spada. Płynie jeszcze na w fali wyborczych programów napędzanych siłą determinacji do zdobycia głosów, ale generalnie, jeśli nie mamy ponadprzeciętnej samodyscypliny to trochę się rozleniwiamy. Najniższy poziom zainteresowania opiniami wyborców osiągamy mniej więcej w połowie kadencji. Najdalej wtedy zarówno od ostatnich wyborów, jak i do następnych, w których będą nas znowu oceniać.
Natura ludzka a system przedstawicielski
I nie powinno nas to dziwić. To bardzo ludzkie. Słuchamy bardziej i pracujemy ciężej, gdy zależy od tego nasz byt. Znajomość ludzkich namiętności leży u podstaw systemów oddolnych. Demokraci na przestrzeni dziejów zdają sobie sprawę z czynnika ludzkiego i celowo wprzęgli nasze wady i zalety w system polityczny. Szukali optymalnego ustawienia, który w sposób organiczny odświeżałby w wyborczych cyklach bliskość między społeczeństwem, a ich reprezentantami. Cel był i jest bardzo praktyczny i został zbudowany na doświadczeniach historycznych. Owa bliskość miała dwa cele. Po pierwsze ma neutralizować stale istniejące ryzyko rewolucji wynikających z niezadowolenia społecznego. Po drugie ma niwelować ryzyko wojen wszczynanych przez odgórnie zarządzających despotów.
Partycypacja na za długie kadencje
A zatem odziedziczyliśmy takie, a nie inne długości kadencji. Systemy, w których żyjemy dziś pochodzą z czasów, w których materiał do oceny pracy reprezentantów nie napływał tak szybko, jak jest to dzisiaj. Obniżone zaangażowania polityków w okresie powyborczym jest faktem. I wiedząc o tym zjawisku, część świadomych obywateli pyta: “W imię czego mam czekać 4 lata na następne wybory, jeśli widzę, że już po roku mój reprezentant stracił zapał i nie za bardzo chce mu się dalej pracować?” Żyjemy tu i teraz. Chcemy się zaangażować w większym zakresie niż tylko raz na 5 lat przy urnach wyborczych. Skoro nie możemy zmienić systemu, to chociaż chcemy mieć swoje kanały dostępu i narzędzia uczestnictwa w kształtowaniu rzeczy wspólnych.
Autor: Artur Kacprzak